Pomnik Manfreda

Projekt ukochanych

Zaczęliśmy budować wieloryba 18-03-2023 o godzinie 19:17. Wieloryb znajdował się około 500 kratek na wschód od naszej wyspy. Pomimo startu anarchii nikt go nie zniszczył. Był widoczny z bardzo daleka (w końcu to wielki wieloryb na środku oceanu) mocno rzucał się w oczy na mapie. Mieliśmy w nim cenne rzeczy, podpisy od graczy, niebieskie axolotle, no wiecie inne wartościowe rzeczy. Przed anarchią zniszczyliśmy mu środek, zabraliśmy axolotle i czekaliśmy na to aż ktoś go zniszczy. Niestety nikt go nie zniszczył, a myśleliśmy że ktoś jak będzie przelatywał nad oceanem i go zobaczy to się skusi. Nikt go nie ruszył, więc sami postanowiliśmy wziąć sprawy w swoje ręce. Do zburzenia wieloryba użyliśmy ok. 34 stacków tnt. Podczas rozbiórki odwiedził nas Masyet, który dał nam jedzenie i elytry co ułatwiło dalszą rozbiórkę. A wszystko zaczęło się tak:

Historia Manfreda

Znużeni codziennym życiem na wyspie, postanowiliśmy wyruszyć w daleką podróż w głąb oceanu, zaciekawieni niekończącym się horyzontem, który otaczał nas ze wszystkich stron spakowaliśmy się i ruszyliśmy. Wybraliśmy kierunek na wschód patrząc na mapę (w końcu na wschodzie codziennie rodzi się Słońce). Początki nie były łatwe, najpierw sztorm, potem potwory z głębin a na koniec atak wielkiej ośmiornicy. Płynęliśmy i płynęliśmy, w końcu mieliśmy spore zapasy jedzenia (Ba! ukochana wzięła kilka krów ze sobą).

Pewnego dnia, bardzo ale to bardzo burzliwego napotkaliśmy na rannego małego wielorybka, młodego musiał zaatakować jakiś potwór, a przynajmniej takie mamy podejrzenia. Nie mogliśmy zostawić go na pastwę losu, przecież założyliśmy Organizacje Ochrony Dzikich Zwierząt. Wyrzuciłem kotwicę, zwinąłem żagle a ukochana zajęła się walorybkiem. Skoro mieliśmy przerwę w rejsie to postanowiłem się napić rumu, no wiecie jak to na statkach musi być. Nagle ukochana krzyczy, już myślałem że coś ją pożarło, ale nie, nie tym razem. Odwróciłem się momentalnie przecierając oczy ze zdumienia, myślałem że z rumem jest coś nie tak, ale prawda była inna, wielorybek zaczął gadać. Tak, to był magiczny zmutowany wieloryb, który jakimś cudem władał naszym językiem (Noo może nie perfekcyjnie ale szło się do gadać). Opowiedział nam wszystko o sobie, my też się mu przestawiliśmy. Spędziliśmy trochę czasu we troje, lecz burza była coraz mocniejsza i mocniejsza, więc musieliśmy się zwijać. Zabraliśmy go ze sobą (tak, mógł oddychać bez wody) i nazwaliśmy go Manfred. Ukochana wspomina ten dzień tak: "Cóż, dzień jak codzień tylko burza jakaś inna, ukochany pił sobie rum, ja akurat rozglądałam się i smażyłam nam kiełbaski (Można je jeść zimne fakt, ale co to za życie). Nagle usłyszałam piski, brzmiało to jak dziecko? Ciężko powiedzieć, zaciekawiona rozejrzałam się i dostrzegłam małego płaczącego wielorybka obok naszej łodzi. Podniosłam go i nagle usyłaszam z jego pyszczka pooomooocyy, byłam w szoku, zaczęłam krzyczeć że on gada! Ukochany przybiegł do mnie natychmiast. Po chwili opatrzyliśmy mu rany, pogadaliśmy i ruszyliśmy dalej..."

Wracając do tego, płynęliśmy dalej tym razem we trójkę, wieloryb powoli odzyskiwał siły i chwalił się nam przepisami na wysokoprocentowe trunki (Cholera wie skąd on to znał!). Nastała noc, deszcz padał dalej. Nagle coś wielkiego uderzyło nam w łódkę, wszyscy zerwaliśmy się do obrony. W prawej ręce miecze w lewej tarcza, zaatakował nas rój krwiożerczych rekinów mutantów, broniliśmy się za wszelką cenę, byliśmy przygotowani na najgorsze, gdy nasza łódź rozpadła się. Manfred odpędzał rekiny jak tylko mógł, walczył z nimi. Mały ranny wielorybek a serce większe niż nie jeden człowiek... Nagle ukochana została ranna... rekin ugryzł ją poważnie w nogę, pełny szału ruszyłem na niego. Rozerwałem mu płetwy, gołą pięścią wyrwałem mu serce. To był błąd... Za mną pojawiło się całe stado Manfred chronił ukochaną ja chroniłem ich, nagle dostałem w tył głowy z płetwy. Manfred złapał nas płetwami i ostatkami sił dopłynął do dzikiej wyspy...

Pamiętam to jak przez mgłę, gdy doszliśmy do siebie, opatrywaliśmy sobie rany. Na szczęście rany nie były na tyle poważne..Manfred uratował nas przed śmiercią...Mając wilgotną mapę rozpaliliśmy ognisko aby ją wysuszyć, Manfred zajął się rybami a ja z ukochaną odpoczywaliśmy po tym co nas spotkało...Deszcz w końcu się uspokoił, my stwierdziliśmy że najlepiej będzie gdy wrócimy na naszą wyspę, aby nie narażać wielorybka i siebie na śmierć.. Droga powrotna przebiegła spokojnie, gdy dotarliśmy na wyspę oprowadziliśmy Manfreda, zapoznaliśmy go z pozostałymi zwierzętami. Szybko się zaprzyjaźnił z nami jak i z innymi.. Mijały lata, prowadziliśmy w miarę spokojne życie dbając o naszych podopiecznych. Manfred dorósł, stał się zdrowym silnym wielorybem, nie raz pomagał nam przy remoncie wyspy, czy polowaniu na morskie stworzenia...Dzień zaczął się jak zawsze, rano herbatką, śniadanko, zajmowanie się razem polem, zwierzakami, nasze spokojne życie pełne miłości i przygód...To miała być zwykła wyprawa po kokosy, standard na naszej wyspie. Wzięliśmy Manfreda ze sobą bo nie miał nic innego do roboty, a zawsze przyda się pomoc. Byliśmy blisko kokosowej wyspy, mieliśmy dziwne przeczucie, ukochana czuła dziwny wiatr, ja wibracje pod wodą. Cóż, wiemy, że oceany zamieszkują dziwne stworzenia, zignorowaliśmy to...niestety.. Byliśmy już blisko naprawdę blisko... Wielki huk, ściana wody, ciemność...to ostatnie co widzieliśmy...Nie wiedzieliśmy co nas czeka i co to było...Po chwili zawołaliśmy Manfreda, zero odpowiedzi z jego strony...Zero odpowiedzi, nic...

Naszym oczom ukazała się Barbara. Barbara była wielką zmutowaną ośmiornicą z rejonów gorącego oceanu. Wiele legend mówi o niej jako o bestii, której nie da się pokonać, słyszeliśmy wiele mitów, lecz nikt nigdy jej nie widział...Byliśmy w szoku, musieliśmy postawić wszystko na jedną kartę, albo my albo ona. Doszło do walki, Manfreda dalej nie było, cóż wtedy jeszcze myśleliśmy, że popłynął już dalej i nas nie słyszy...Nic jeszcze nie wiedzieliśmy. Musieliśmy radzić sobie we dwójkę jak za starych dobrych czasów. Może i długo nie walczyliśmy, ale dalej potrafiliśmy władać mieczem...Walka trwała wiele godzin, wszak Barbara była wielkich rozmiarów, jednak my mieliśmy, coś więcej...Barbara była sama i choć byliśmy sami to mieliśmy siebie...Po wielu kolejnych godzinach, ranni, zmęczeni walką, postanowiliśmy zaatakować po raz ostatni... Złapaliśmy się za ręcę i wskoczyliśmy prosto w gębę Barbary, mogliśmy zginąć, lecz to nie był nasz czas.. Mieczami przecięliśmy przełyk i żołądek Barbary. Wszędzie lała się krew (tak powstało morze czerwone), przez którą nic nie widzieliśmy. Wielki krzyk potwora, krew, chaos. Po dopłynięciu z ciałem Barbary do lądu, zobaczyliśmy wiele ciał zwierząt, ludzi, stworzeń w jej drugim żołądku...Okropny widok.. Byliśmy wykończeni ale cieszyliśmy się pokonaniem bestii, wiedzieliśmy, że naszym czynem zapiszemy się na kartach historii. Manfreda dalej nie było. Nagle usłyszeliśmy jego ciche wołanie o pomoc, był w żoładku...Manfred, nasz wieloryb którego wychowaliśmy, był w żoładku bestii... Szybko go stamtąd wyciągnęliśmy i podaliśmy mu jego ulubione jedzenie, nie miał sił... Widzieliśmy że brak mu prawie połowy płetw i lewego boku..Tracił siły, trzymając go razem na rękach, usłyszeliśmy, że zawsze nas kochał i byliśmy dla niego jak rodzice... Zawdzięcza nam życie i dziękuje za wszystko...Manfred odszedł ratując nas, po zaatakowaniu przez Barbarę ugryzł ją w jej 6 oko, dlatego ona wyskoczyła obok nas..gdyby nie on..nie pisalibyśmy tej wiadomości a ludzie dziwili by się gdzie się podzialiśmy... Manfred odszedł ratując nas, razem z nim odeszła z nas pewna część własnego Ja, załamani zabraliśmy jego ciało i pochowaliśmy w jego ulubionym miejsu, 500 metrów na wschód od wyspy...Postanowiliśmy, że już nigdy nie pozwolimy na śmierć niewinnych stworzeń..W miejscu jego spoczynku wybudowaliśmy pomnik aby oddać mu hołd. Nadeszła anarchia, zabraliśmy cały środek, wraz z końcem edycji przygotowaliśmy się na to, że jego pomnik zostanie wysadzony. Jednak nikt go nie ruszył, aby zakończyć historię, już jako doświadczeni weterani OODZ, postanowiliśmy wysadzić jego pomnik. Żeby ten ostatni raz oddać mu cześć, Manfred wspominał żeby po jego odejściu nie być smutnym, tylko iść do przodu przez życie..

A gdy ten ostatni raz spojrzysz na nas z góry, wiedz, że niedługo się spotkamy..

znów we trójkę, znów jedząc twoje ulubione łososie, dziękujemy Manfred..

Ku czci Manfredowi, bohaterowi mórz i oceanów

"Come along with me.."

Zdjęcia

Zdjęcia przed wybuchem

tekst

tekst

tekst

tekst

Zdjęcia po wybuchu

tekst

tekst

Wysadzanie pomnika

https://youtu.be/mYFJnUfGeCQ